Przewodnik po Gozo – jak spędzić jeden dzień na wyspie
Tak, właśnie jeden dzień. Na taką wycieczkę polecamy wybrać się na Gozo spędzając wakacje na Malcie. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że Malta to nie tylko ta jedna, największa wyspa, ale cały archipelag wysepek, z których trzy są zamieszkałe. Gozo jest drugą co do wielkości wyspą archipelagu. Jest ona jeszcze mniejsza niż Malta, bo ma tylko 67 km² powierzchni, a wszyscy jej mieszkańcy pomieścili by się w przeciętnym europejskim miasteczku (ok. 30 000). Z racji tych niewielkich rozmiarów polecamy przeznaczyć właśnie jeden dzień na jej poznanie, bo wybrać się tam na pewno warto.
Zaraz na początku wyprawy czeka nas pierwsza atrakcja – przeprawa promowa. Jeżeli wypożyczyliśmy samochód, zabieramy go ze sobą, parkujemy na dolnym pokładzie, a sami udajemy się na górę. Nie ociągamy się, bo cała podróż trwa tylko 20 minut. Podróżowania na dolnym pokładzie w ogóle się nie zaleca, ale bywają sytuacje, kiedy nie ma wyjścia. W czasie naszej wycieczki, tuż przed wjazdem na prom Ola postanowiła uciąć sobie drzemkę w foteliku na tylnym siedzeniu, więc nie mając serca jej budzić, mama musiała spędzić z nią w samochodzie cały rejs. Na szczęście chociaż tata mógł wyjść na górny pokład i podziwiać piękne widoki. Promem można podróżować również bez auta, wówczas od razu wchodzimy na górny pokład. Z niego podziwiamy trzecią zamieszkałą maltańską wyspę Comino i jej maleńką towarzyszkę Cominetto. Comino jest wybitnie kameralnym miejscem, ma 3,5 km², a wszyscy jej stali mieszkańcy to jedna czteroosobowa rodzina. Pomimo tego, że jest to tak mała wyspa, oferuje ona kilka turystycznych atrakcji. Już przepływając promem widzimy siedemnastowieczną wieżę obronną św. Marii górującą nad wysepką, jednak największa atrakcja wyspy, ściągająca tam wszystkich turystów znajduje się po drugiej stronie i jest niewidoczna z promu. Jest to Błękitna Laguna, zatoka z piaszczystym dnem, lazurową wodą, dość płytką, więc idealną do pływania nie tylko dla dzieci. Widok na piękną lagunę przywodzi na myśl rajskie plaże, gdzieś na końcu świata, oczywiście tylko wtedy, gdy nie jest ona po brzegi zapełniona ludźmi.
Ale wracamy na Gozo. Jest to nadal część państwa maltańskiego, jednak opuszczając prom z pewnością zauważymy nieco inny charakter tego miejsca. Wyspa ta wydała nam się raczej zaciszną i bardziej przystępną do życia, pozbawioną setek turystów, chociaż, jak podają władze turystyka na wyspie generuje aż jedno na pięć miejsc pracy. Zabudowa mieszkaniowa jest tu zdecydowanie rzadsza, a większy obszar pokrywają tereny uprawne. Oczywiście oprócz innych upraw, spotykamy tu również winorośl. Na wyspie działają dwie winiarnie Tal-Massar Winery i Ta’ Mena. Ta druga zajmuje się też rolnictwem i przetwórstwem, dzięki czemu na miejscu możemy spróbować wielu prawdziwych lokalnych produktów. Oprócz suszonych na słońcu pomidorów, marynowanej cebulki, różnych dżemów owocowych możemy skosztować charakterystycznego dla Gozo sera, lekko słonego, wyrabianego z koziego mleka. A jeżeli już jesteśmy przy kuchni, warto wspomnieć, że Gozo wydało nam się trochę bardziej niż reszta państwa skłaniać w kierunku włoskiego charakteru. Może dlatego, że pierwszymi osadnikami na wyspie byli przybysze z Sycylii, mieszkańcy Gozo czują bliskość Italii. Nawet w krótkim okresie swojej niepodległości Gozo zwróciło się w stronę Włoch. Były to trzy lata pomiędzy wydostaniem się spod panowania francuskiego, a przejściem pod protektorat brytyjski. Uwalniając się od Francuzów obywatele Gozo w liczbie 16 000 poddali się pod panowanie Króla Sycylii tworząc własny rząd administrujacy wyspą.
Po dziś dzień wyspiarze cenią sobie pewnego rodzaju niezależność i odrębność. Pomimo kilkukrotnych dyskusji na temat budowy mostu lub podwodnego tunelu łączącego ich z Maltą, nic takiego nie powstało i w najbliższych latach nie powstanie. Gozończycy wcale nie są zainteresowani stałym połączeniem z Maltą, regularna (choć nie tania) przeprawa promowa zdaje się im w zupełności wystarczać.
Stolica Gozo, Rabat, z 30 000 mieszkańców całej wyspy, gromadzi jedną czwartą z nich. Oficjalna nazwa stolicy, którą nadali jej Brytyjczycy z okazji złotego jubileuszu królowej, to Victoria, jednak większość mieszkańców nadal posługuje się pochodzącą z czasów panowania arabskiego (IX-XII w.) nazwą Rabat. Trzeba być jednak uważnym, aby uniknąć nieporozumień, ponieważ jedno z miasteczek na Malcie również nosi nazwę Rabat. Przeczytaliśmy gdzieś, że w Gozo znajduje się tylko 5 skrzyżowań regulowanych sygnalizacją drogową. Chociaż nie liczyliśmy, absolutnie jesteśmy w stanie w to uwierzyć. Niewielkie miejscowości nie wymagają ingerencji w ruch uliczny. Nawet w Victorii kierowcy doskonale radzą sobie bez świateł, zwłaszcza, że większość uliczek miejskich to małe wąskie drogi przebiegające między zwartą zabudową, często jednokierunkowe, więc światła wydają się tam zupełnie zbędne.
Ale przejdźmy w końcu do zwiedzania. Co ciekawego można robić na Gozo?
Oprócz spróbowania lokalnej kuchni, o czym wspominaliśmy już wcześniej, należy obowiązkowo zwiedzić główny punkt Victorii, czyli Cytadelę. Nie da się jej nie zauważyć, to potężna budowla wznosząca się na środku miasta, a wręcz centralny punkt stolicy, z którego rozlewa się ona na zbocza wzniesienia. Jest to formacja obronna rozwinięta w średniowieczu. Rozwinięta, ponieważ pierwsze ślady osadnictwa w tym miejscu datuje się na 1500 lat przed Chrystusem, a obronny charakter nadano jej prawdopodobnie dopiero w średniowieczu przekształcając osadę w Gran Castello. W XV wieku budowlę wzmocniono w związku z nasilającymi się najazdami korsarzy poszukujących niewolników. Ponieważ z czasem stało się to niewystarczające początek XVII wieku przyniósł rozbudowę formacji do tych rozmiarów, które możemy podziwiać dzisiaj. W 2008 rozpoczęto proces odrestaurowania Cytadelli, który ciągnie się po dziś dzień. Mimo, że nie jest on ukończony można wejść na teren formacji i zwiedzić otwarte już muzea i wystawy. Wszechobecny kurz i materiały budowlane psują nieco doznania estetyczne, ale po zakończeniu remontu całość na pewno będzie wyglądała imponująco. Dziś warto przejść się po murach, zobaczyć pola z charakterystycznymi kamiennymi murami ciągnące się po horyzont i wyobrazić sobie szesnastowieczną obronę twierdzy, a na koniec wstąpić do Katedry Wniebowzięcia NMP.
Jest to rzymskokatolicka świątynia pochodząca z przełomu XVII i XVIII wieku, wybudowana w barokowym stylu z tego samego wapienia, co reszta Cytadelli. Ciekawostką jest zaprojektowana kopuła kościoła nigdy nie powstała, zamiast niej stworzono na suficie malowidło do złudzenia ją przypominające. Widząc w jedno ze zwykłych popołudni niemałą grupę wesołych dzieciaków wysypujących się ze świątyni można domyślać się, jak ważną część życia mieszkańców wyspy stanowi religia. Ola natychmiast zapragnęła się zaprzyjaźnić, ale że były one wyraźnie starsze, więc wszelkie próby spełzły na niczym. W związku z tym udaliśmy się na przechadzkę po murach, a już po krótkim spacerze wokół mieliśmy wrażenie, że Ola zebrała z nich cały ten budowlany kurz i pył.




Podążając sakralnym szlakiem następne kroki należy skierować do miasteczka Xewkija, położonego tuż przed Victorią, z populacją około 3000 osób. Głównym punktem miejscowości jest Xewkija Church, który znany jest z posiadania jednej z bardziej imponujących kopuł na świecie. Ten powstały w XIX wieku kościół jest w stanie pomieścić wszystkich mieszkańców miasteczka na jednym nabożeństwie! Na kopułę można oczywiście wjechać windą i z wysokości próbować dojrzeć nawet północne krańce Malty. Inna nazwa świątyni to Xewkija Rotunda.
Pozostając w religijnym nastroju można przenieść się w nieco wcześniejsze lata, a konkretnie ponad 5500 lat wstecz, kiedy to na Gozo powstały pierwsze religijne megalityczne budowle. Megalityczny charakter budowli oznacza, że zostały one zbudowane z dużych nieobrobionych kamieni. Z religią chrześcijańską miały one niewiele wspólnego, jako że w tamtych czasach taka jeszcze nie istniała. W tych świątyniach oddawano prawdopodobnie cześć bóstwu płodności. Te dwa obiekty znajdujące się w Ggantija są na dzień dzisiejszy drugimi najstarszymi obiektami religijnymi wzniesionymi przez człowieka (po Göbekli Tepe w Turcji).
Jeżeli nadal będzie Wam mało budynków sakralnych, wystarczy dobrze rozejrzeć się dookoła. Na Gozo znajduje się podobno aż 46 kościołów, także jeden przypada na każde 700 osób, a jeżeli weźmiemy pod uwagę, że Xewkija Church jest w stanie pomieścić 3000 wiernych, to w takim razie na jaką frekwencję mogą liczyć wszystkie pozostałe? Ciekawe, czy jest na świecie inne miejsce o tak dużym nasyceniu obiektami sakralnymi na jednego mieszkańca?
Kościoły kościołami, ale to natura jest tym, co najbardziej przyciąga turystów na Gozo. To osławione Azure Window jest największą atrakcją wyspy. Nazwa oznacza lazurowe okno i zarazem mówi wszystko, czego powinniśmy się spodziewać. W wyniku zawalenia się dwóch morskich jaskiń powstała wapienna formacja tworząca swego rodzaju okno na lazurowe wody Morza Śródziemnego. Wokół wapiennej konstrukcji można pływać łodzią, wpław lub nurkować. Do niedawna można było również swobodnie wspiąć się na górę formacji, jednak dziś wybrzeże jest pełne ostrzeżeń odradzających takie próby, ponieważ przez lata konstrukcja znacznie się osłabiła, a skały spod spodu łuku zaczęły odpadać. Okno sukcesywnie się powiększa i pojawiają się przypuszczenia, że w ciągu kilku lat formacja zupełnie się rozpadnie. Tak więc, chcąc zobaczyć piękny krajobraz oraz scenografię wielu filmów takich, jak „Odyseja”, „Hrabia Monte Christo” czy „Gra o Tron”, musicie się spieszyć. Praktycznie pod samo okno można podjechać samochodem lub autobusem, a szczególnie polecamy widok skały skąpanej w ciepłym zachodzącym słońcu. Dla tych, którym nie wystarczy podziwianie lazurowego okna z odległości, dostępne są rejsy łódką lub nurkowanie pod samą skałą.



Oli najbardziej z całego zapierającego dech w piersiach krajobrazu spodobał się przechodzący obok pies, dorównujący, a nawet przekraczający jej rozmiary, więc nie było innej rady i gros czasu musieliśmy spędzić na bliższym spotkaniu z czworonogiem.
W tym samym miejscu znajduje się jeszcze jedna atrakcja. Nie jest to nic spektakularnego, zwłaszcza jeżeli chodzi o widok, ale posiada ciekawą historię. Mowa o Fungus Rock, czyli morskiej skale pokrytej specyficzną rośliną (Cynomorium coccineum), którą niegdyś określano grzybem. Zakonnicy Maltańscy w związku z właściwościami leczniczymi, jak wtedy uważano grzyba, strzegli skały jak oka w głowie. Stosowali roślinę na wszelkie przypadłości oraz jako opatrunek na rany. Była ona na tyle cenna w czasach Zakonu, że bywała stosowana przez joannitów w handlu, jako towar wymienny i pilnowana całą dobę przez strażników stacjonujących w pobliskiej wieży. Każdy, kto próbował się zbliżyć do cennej rośliny ryzykował surową karę. Dziś jej właściwości lecznicze zostały potwierdzone, a skała nadal objęta jest ochroną – stworzono wokół niej rezerwat przyrody. Sąsiadujące piękne plaże, idealne wprost do nurkowania, ściągają tam wielu amatorów tego sportu, na szczęście pływający nawet pod samą skałą nurkowie nie stanowią żadnego zagrożenia dla przyrody.
Oprócz wyżej wymienionego miejsca Gozo oferuje również masę innych, wspaniałych do uprawiania sportów wodnych. Szczególnie zadowoleni powinni być fani nurkowania. Podobno podwodne krajobrazy wokół wyspy są niesamowite, przejrzystość wody znakomita, a temperatura pozwala zagłębiać się w morską toń okrągły rok. Jeżeli Gozo przekona was na tyle, że chcielibyście zostać tam na dłużej, warto rozejrzeć się za ofertą tzw. farmhouses, czyli typowych maltańskich domów letniskowych, wyremontowanych wiejskich chat o wysokim standardzie, w większości wyposażonych w baseny. Podobno są to świetne miejsca na spędzenie czasu na wyspie. Nie próbowaliśmy tym razem, ale nie wykluczamy następnym. Na pewno byłoby to fajne miejsce dla Oli.
Jeżeli jednak przeznaczyliście na Gozo tylko jednen dzień, w drodze powrotnej na prom proponujemy krótki przejazd wybrzeżem w Marsalforn i obejrzenie, jak Maltańczycy pozyskiwali i pozyskują do dziś morską sól. Nabrzeże jest niczym szachownica utkane panwiami solnymi – kwadratowymi płytkimi „basenami” pełnymi wody. Po jej odparowaniu przez gorące wyspiarskie słońce, pozostanie gotowa do zebrania warstwa soli, która będzie przechowywana tuż obok w wykutych w skale jaskiniach.
I tak wyprawa na Gozo dobiega końca. Kursujący całą dobę prom zabiera nas z powrotem na Maltę, do tętniących życiem i wypchanych przyjezdnymi miast, ale prawda, że było warto?
Comments (0)